Sevilla i Portugalia

Malaga
nie była końcem wakacji Ani i Marcina. Pojechali jeszcze razem z
Majką, Myszką i jej chłopakiem Mateuszem na krótką wycieczkę do Sevilli,
Faro i Lizbony. Wcisnęli się w Majki mazdę i ruszyli.
Najpierw
pojechali do Sewilli, udało im się przyjechać nim nadeszły upały, było
"tylko" jakieś 35 stopni. Miasto jest bardzo urocze, ma ciasne uliczki
(jazda do hostelu mazdą była dużym wyzwaniem) pełne sklepików i knajp
podających głownie pyszne tapasy. Najbardziej reprezentacyjnym miejscem
jest Placa Espanya, gdzie są ławeczki wszystkich dużych miast
hiszpańskich. Ania z Marcinem zwiedzili jeszcze Katedrę i Alcazar (pałac
królewski). Wieczorem wszyscy razem udali się do knajpek próbować
sewilskich drinków i tapasów. Miasto niewątpliwie jest piękne, ale
jednak brakuje w nim morza i plaży. Nadaje się też by zwiedzać je
rowerem, chociaż temperatury latem przekraczają tam 40 stopni!
 |
Ania i Barcelona |
 |
Marcin, Ania, Myszka, Mateusz, Majka na Maladze :) |
 |
Placa Espanya |
 |
Z wodą :p |
 |
Ogrody Alcazar |
 |
Z Majką i wielkim drzewem |
Następnym punktem wycieczki było Faro na
południu Portugalii. Okazało się być nieciekawym, opustoszałym i nudnym
małym miasteczkiem. Wszyscy czuli się rozczarowani. Postanowili popłynąć
statkiem na Isla de Faro i tam spędzić cały dzień leniąc się na plaży.
Dołączyli do nich też znajomi Marcina którzy spędzali wakacje na
południu Portugalii gdzieś w okolicy. Na szczęście plaża była bardzo
ładna a woda w oceanie była przyjemna, więc ostatecznie wszyscy byli
zadowoleni.



Następnego
dnia rano szybko opuścili Faro i udali się podekscytowani do Lizbony.
Wjechali do miasta zachwycającym mostem 25 kwietnia, kopią Golden Gate w
San Francisco. Potem nadeszło rozczarowanie, Lizbona okazała się być
dość zaniedbanym i nie tak zachwycającym miastem jak się wszyscy
spodziewali. Spędzili w nim dwa dni dość intensywnie zwiedzając główne
punkty turystyczne. Przejechali się żółtym tramwajem nr 28 przez Aflamę
aż do Zamku Jerzego., który też zwiedzili. Jechali zabytkową gotycką
windą Santa Justa łączącą dzielnicę Baixa z leżącą 45 metrów wyżej
Bairro Alto. Nad windą był jeszcze taras widokowy z dość ładnym widokiem
na centrum (wjazd windą i wstęp na taras kosztuje 5 euro, dość drogo
zważywszy że zbyt wysoko wcale się nie wjeżdża).
Byli też w Belem
gdzie zjedli pyszne ciastka Paste de Belem w najstarszej i najlepszej
cukierni. Są to małe ciastka z ciepłym budyniem posypane cukrem pudrem i
cynamonem. Pyszzzne! Przespacerowali się wzdłuż rzeki i obejrzeli
pomnik Odkrywców i Torre Belem. Weszli też do imponującego klasztoru
Hieronimitów wybudowanego jako dziękczynienie za udaną wyprawę Vasco da
Gamy do Indii. W środku znajduje się krypta żeglarza.
Nie jest to
miasto które można zwiedzać na rowerze, chyba że ma się superkondycję.
Jest bardzo górzysto, ciągle trzeba się było wpinać pod górę lub z niej
schodzić (w końcu to miasto położone na 7 wzgórzach!)
 |
Ania z Majką na zamku Jerzego |
 |
Armata na Zamku |
 |
Na Aflamie, w tle żółty tramwaj 28 |
 |
Torre Belem |
 |
Klasztor Hieronimitów |
 |
Baixa |
 |
Pies w oknie :) |
 |
Rzeka i most 25 kwietnia |
 |
Nad rzeką |
 |
Ania w tramwaju nr 28 |
 |
Winda Santa Justa |
 |
Schody, na których udali się na kolację |

Podczas
pobytu w Lizbonie zrobili też sobie wycieczkę po jej okolicach. Udali
się na najbardziej wysunięty punkt w Europie na zachód - Cabo del Roca.
Niestety było zimno pochmurno, wiało i niewiele zobaczyli. Następnie na
piękną plażę Adraga otoczoną skałami, ale tam też było za zimno. Potem
pojechali do Cascais, które Majce i Myszce polecili znajomi z
Portugalii. Tam już było znów gorąco. Ale okazało się to być baaardzo
oblegane przez turystów miasto, a na plaży było ciasno. Ewakuowali się i
pojechali na plaże przy której było pełno kajtów. Tam także wiało i
było zimno. Więc znów się rozczarowali wszyscy. Po powrocie z plaż w
Lizbonie postanowili udać się na kolację, by spróbować typowo
portugalskich specjałów. W restauracji , którą sobie wybrali nie było
wolnych miejsc wiec poszli do jednej z knajp na schodach niedaleko
mieszkania w którym się zatrzymali. Jedzenie trochę ich rozczarowało,
było ciężkie tłusto i średnio smaczne, do tego na koniec niemiła
niespodzianka, za chlebek i ser położony na stole przez kelnera
dodatkowe 10 euro na rachunku! Tak czy inaczej cały wyjazd można
zaliczyć do udanych, mimo wielu komplikacji. Portugalia niewątpliwie ma
piękne plażę, ale wszyscy uznali ,że wolą Hiszpanię.
 |
Cabo da Roca |
 |
Łowca ośmiornicy na plaży Adraga |
 |
Plaża z kajtami |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz