piątek, 19 lipca 2013

Bez roweru

Sevilla i Portugalia

Malaga nie była  końcem wakacji Ani i Marcina. Pojechali jeszcze razem z Majką, Myszką i jej chłopakiem Mateuszem na krótką wycieczkę do Sevilli, Faro i Lizbony. Wcisnęli się w Majki mazdę i ruszyli.

Najpierw pojechali do Sewilli, udało im się przyjechać nim nadeszły upały, było "tylko" jakieś 35 stopni. Miasto jest bardzo urocze, ma ciasne uliczki (jazda do hostelu mazdą była dużym wyzwaniem) pełne sklepików i knajp podających głownie pyszne tapasy. Najbardziej reprezentacyjnym miejscem jest Placa Espanya, gdzie są ławeczki wszystkich dużych miast hiszpańskich. Ania z Marcinem zwiedzili jeszcze Katedrę i Alcazar (pałac królewski). Wieczorem wszyscy razem udali się do knajpek próbować sewilskich drinków i tapasów. Miasto niewątpliwie jest piękne, ale jednak brakuje w nim morza i plaży. Nadaje się też by zwiedzać je rowerem, chociaż temperatury latem przekraczają tam 40 stopni!



Ania i Barcelona

Marcin, Ania, Myszka, Mateusz, Majka na Maladze :)
Placa Espanya
Z  wodą :p
Ogrody Alcazar
Z Majką i wielkim drzewem

Następnym punktem wycieczki było Faro na południu Portugalii. Okazało się być nieciekawym, opustoszałym i nudnym małym miasteczkiem. Wszyscy czuli się rozczarowani. Postanowili popłynąć statkiem na Isla de Faro i tam spędzić cały dzień leniąc się na plaży. Dołączyli do nich też znajomi Marcina którzy spędzali wakacje na południu Portugalii gdzieś w okolicy. Na szczęście plaża była bardzo ładna a woda w oceanie była przyjemna, więc ostatecznie wszyscy byli zadowoleni.





Następnego dnia rano szybko opuścili Faro i udali się podekscytowani do Lizbony. Wjechali do miasta zachwycającym mostem 25 kwietnia,  kopią Golden Gate w San Francisco. Potem nadeszło rozczarowanie, Lizbona okazała się być dość zaniedbanym i nie tak zachwycającym miastem jak się wszyscy spodziewali. Spędzili w nim dwa dni dość intensywnie zwiedzając główne punkty turystyczne. Przejechali się żółtym tramwajem nr 28 przez Aflamę aż do Zamku Jerzego., który też zwiedzili. Jechali zabytkową gotycką windą Santa Justa łączącą  dzielnicę Baixa z leżącą 45 metrów wyżej Bairro Alto. Nad windą był jeszcze taras widokowy z dość ładnym widokiem na centrum (wjazd windą i wstęp na taras kosztuje 5 euro, dość drogo zważywszy że zbyt wysoko wcale się nie wjeżdża).
Byli też w Belem gdzie zjedli pyszne ciastka Paste de Belem w najstarszej i najlepszej cukierni. Są to małe ciastka z ciepłym budyniem posypane cukrem pudrem i cynamonem. Pyszzzne! Przespacerowali się wzdłuż rzeki i obejrzeli pomnik Odkrywców i Torre Belem. Weszli też do imponującego klasztoru Hieronimitów wybudowanego jako dziękczynienie za udaną wyprawę Vasco da Gamy do Indii. W środku znajduje się krypta żeglarza.
Nie jest to miasto które można zwiedzać na rowerze, chyba że ma się superkondycję. Jest bardzo górzysto, ciągle trzeba się było wpinać pod górę lub z niej schodzić (w końcu to miasto położone na 7 wzgórzach!)

Ania z Majką na zamku Jerzego
Armata na Zamku

Na Aflamie, w tle żółty tramwaj 28

Torre Belem

Klasztor Hieronimitów

Baixa

Pies w oknie :)

Rzeka i most 25 kwietnia

Nad rzeką

Ania w tramwaju nr 28

Winda Santa Justa
Schody, na których udali się na kolację

Podczas pobytu w Lizbonie zrobili też sobie wycieczkę po jej okolicach. Udali się na najbardziej wysunięty punkt w Europie na zachód - Cabo del Roca. Niestety było zimno pochmurno, wiało i niewiele zobaczyli. Następnie na piękną plażę Adraga otoczoną skałami, ale tam też było za zimno. Potem pojechali do Cascais, które Majce i Myszce polecili znajomi z Portugalii. Tam już było znów gorąco. Ale okazało się to być baaardzo oblegane przez turystów miasto, a na plaży było ciasno. Ewakuowali się i pojechali na plaże przy której było pełno kajtów. Tam także wiało i było zimno. Więc znów się rozczarowali wszyscy.  Po powrocie z plaż w Lizbonie postanowili udać się na kolację, by spróbować typowo portugalskich specjałów. W restauracji , którą sobie wybrali nie było wolnych miejsc wiec poszli do jednej z knajp na schodach niedaleko mieszkania w którym się zatrzymali. Jedzenie trochę ich rozczarowało, było ciężkie tłusto i średnio smaczne, do tego na koniec niemiła niespodzianka, za chlebek i ser położony na stole przez kelnera dodatkowe 10 euro na rachunku! Tak czy inaczej cały wyjazd można zaliczyć do udanych, mimo wielu komplikacji. Portugalia niewątpliwie ma piękne plażę, ale wszyscy uznali ,że wolą Hiszpanię.

Cabo da Roca
 

Łowca ośmiornicy na plaży Adraga

Plaża z kajtami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz